6 skandalicznych zdarzeń w Rydze. Sędzia wypaczył wynik walki

16.06.2019 10:03


Z nadziejami na wielkie sportowe święto całe polskie środowisko pięściarskie przystępowało do sobotniej gali w Rydze, gdzie walką wieczoru było starcie Krzysztofa Głowackiego (33-2, 19 KO) z Mairisem Briedisem (26-1, 19 KO). Święta nie było, ponieważ do mistrzowskiej rangi wydarzenia nie dostosował się doświadczony amerykański sędzia Robert Byrd. Nie popisał się także Mairis Briedis, który z uśmiechem na twarzy opowiadał o brutalnym faulu na Polaku.
Głowacki przegrał przez techniczny nokaut w trzeciej rundzie i stracił tytuł mistrza świata WBO wagi junior ciężkiej. Polski obóz zapowiada złożenie protestu i ma rację. Sędzia Robert Byrd wypaczył wynik walki i nie dał Głowackiemu szans na wygraną. Dlaczego? Oto 6 punktów, które są w stanie sprawić, że Głowacki otrzyma co najmniej obowiązkowy rewanż z Briedisem, a być może wynik walki zostanie zmieniony.
1. W drugiej rundzie Mairis Briedis uderzył z premedytacją łokciem Krzysztofa Głowackiego. Polak został czysto trafiony w szczękę i oszołomiony padł na deski. Sędzia popełnił wtedy pierwszy błąd, ponieważ uznał, że Głowacki udaje, a jego leżenie na deskach to zagranie aktorskie. Amerykanin podszedł do leżącego na marcie ringu "Główki" i klepnął go z impetem w plecy, mówiąc: "Wstawaj, bo przerwę walkę i przegrasz". To bardzo duży błąd. W przypadku, kiedy pięściarz dopuści się celowego faulu, a zdarzenie wywoła mocną reakcję u drugiego zawodnika, poszkodowany powinien otrzymać czas na regenerację, który maksymalnie może wynieść 5 minut. Głowacki tego czasu nie otrzymał. Co więcej, był poganiany przez Byrda, który jak najszybciej chciał wznowić pojedynek i groził Polakowi, że jeśli będzie dalej "udawał", to ogłosi jego porażkę.
2. Sędzia nie usłyszał gongu kończącego drugą rundę, która trwała 3 minuty i 9 sekund. W nadprogramowych dziewięciu sekundach Głowacki przyjął kilka mocnych ciosów, które po pierwszym liczeniu, praktycznie przesądziły o tym, że Polak nie będzie w stanie szybko dojść do siebie.
3. Sędzia liczył po raz drugi Głowackiego po ciosie, który został zadany 9 sekund po zakończeniu drugiej rundy.
4. Sędzia po zakończeniu absurdalnego liczenia, chciał wznowić walkę. Tylko rozpaczliwe gesty siedzących pod ringiem osób prowadzących galę uświadomiły mu, że czas drugiej rundy już dawno się skończył. Już wtedy wszyscy mieli świadomość, że Byrd stracił kontrolę nad pojedynkiem i pozwolił Briedisowi na zdecydowanie zbyt wiele.
5. W trzeciej rundzie oszołomiony Głowacki w odpowiedzi na ataki pewnego siebie Briedisa, rozpaczliwie szukał nokautu. Efekt był taki, że Polak zainkasował kilka prawych podbródkowych oraz sierpowych i ponownie znalazł się na deskach. Głowacki podniósł się i niepewnym krokiem chciał pokazać sędziemu, że jest w stanie dalej boksować. W tym momencie, zanim walka została przerwana, w ringu stał już trener Briedisa - to absolutnie zakazane. Żaden członek sztabu szkoleniowego pięściarza nie może nawet opierać nogi o linę w trakcie trwania rundy, nie mówiąc o obecności w ringu. Jeśli Byrd by go zauważył, powinien zdyskwalifikować Briedisa. Amerykanin skupiony był jednak na Polaku i trenera Łotysza nie widział.
6. Po walce Mairis Briedis z uśmiechem na twarzy przyznał się, że faul był celowy. To kolejna podstawa do złożenia protestu. Bardzo mocna, ponieważ uświadamia jak duży błąd popełnił Byrd na samym początku, kiedy zbagatelizował impakt uderzenia łokciem Łotysza. Po tym nielegalnym ciosie Polak reagował elektrycznie na każde zadane uderzenie. Nie otrzymał czasu na regenerację i nie był w stanie nawiązać równej rywalizacji z działającymi w duecie Byrdem i Briedisem.
Co może zrobić obóz Krzysztofa Głowackiego? Protest - półoficjalny, może złożyć do organizatorów turnieju World Boxing Super Series. To jednak prawdopodobnie nic nie da, ponieważ właściciele WBSS nie będą chcieli wyhamować dynamiki turnieju, który już jesienią ma zakończyć się walkami finałowymi.
Protest na pewno należy złożyć na ręce łotewskiej komisji, która nadzorowała walkę oraz federacji WBO i WBC. Wygląda na to, że ostatecznie walka toczyła się także o pas mistrzowski World Boxing Council, chociaż panowało przy tym spore zamieszanie. Delegaci obu organizacji byli obecni w Rydze i sankcjonowali ten pojedynek. O zmianę werdyktu będzie ciężko, ale z pewnością polski obóz może wywalczyć nakazanie obowiązkowego rewanżu. Przy liczbie błędów popełnionych przez sędziego ringowego, wydaje się to najniższym wymiarem kary.

Więcej w serwisie www.ringpolska.pl

Kod z obrazka
Komentarze (0):